Archive for the ‘Miasta’ Category
Nikiszowiec, miejsce gdzie zatrzymał się czas… (woj. śląskie)
Nikiszowiec jest częścią dzielnicy Janów – Nikiszowiec, miasta Katowice. Leży w jego wschodniej części, nieopodal granicy z Mysłowicami. To osiedle robotnicze zbudowano na początku XX wieku (1908 – 1915) według projektu niemieckich architektów Emila i Georga Zillmannów. Miało tu zamieszkać około tysiąca mieszkańców. Jego nazwa pochodzi od szybu kopalnianego „Nickischschacht”, który nazwano tak od barona Nickisch von Rosenegk. Był on członkiem rady nadzorczej ówczesnego właściciela tych terenów, spółki „Spadkobiercy Jerzego Giesche”. Jako że dla pracowników rozwijających się dużych zakładów przemysłowych niezbędne były osiedla, dające miejsce do życia, budowano coraz to nowe. Na tle innych, Nikiszowiec wyróżniał się architekturą i układem przestrzennym. Powstały tu trzykondygnacyjne ceglane budynki, ustawione w kształt czworoboków. Wewnątrz każdego z nich znajdował się dziedziniec, na którym mieszkańcy korzystali z komórek, chlewików, czy też pieca do wypieku chleba i ciast. Warto zwrócić uwagę na liczne detale architektoniczne zdobiące budynki. Osiedle posiadało sklepy, pralnie i suszarnie oraz szkoły. Przeciętne mieszkanie miało powierzchnię 63 m2 i składało się z kuchni i dwóch pokoi. Do dyspozycji były także strych i piwnica. Mieszkania mieszczące się na parterze były z reguły mniejsze. Ich standard jak na owe czasy był wysoki. Osiedle posiadało własną sieć wodno-kanalizacyjną, oczyszczalnię ścieków, było zelektryfikowane. Każdy segment posiadał na każdym z pięter cztery mieszkania. W centrum osiedla znajdował się rynek. Do dziś stoi tam budynek dawnej gospody posiadający na fasadzie charakterystyczną mozaikę z czerwonymi różami. Nad całością dominuje kościół p.w. św. Anny. Na teren osiedla wjeżdżało się przez bramy, stanowiące swego rodzaju łączniki miedzy poszczególnymi blokami. Dają one wrażenie pewnej lekkości temu specyficznemu kompleksowi zabudowań. Uwagę zwracają zielone malownicze zaułki. Wąskie, brukowane uliczki zbiegają się w jednym centralnym miejscu, placu, wzdłuż którego znajdują się arkadowe podcienie. Mimo pewnego uporządkowania zabudowy, nie można mówić o architektonicznej monotonii. Twórcy projektu zadbali o nadanie poszczególnym budynkom pewnych indywidualnych cech. Różniły się one różnymi detalami m.in. kształtem wykuszy. Z roku na rok osiedle Nikiszowiec zmienia się na lepsze, jednak przydałaby się kompetentna i chętna pomocna dłoń, by mieszkańcy zyskali poczucie, iż w swoich wysiłkach nie są osamotnieni.
W dawnym budynku pralni i magla ma swoją siedzibę oddział Muzeum Historii Katowic. Prezentowane są tam trzy stałe wystawy. Ekspozycje dotyczą warunków mieszkaniowych rodzin górniczych, związanych z pracą w kopalni “Giesche” (wyposażenie typowego dla Nikiszowca mieszkania) oraz historii i charakteru pracy w pralni i maglu. Trzecia wystawa obejmuje ekspozycję prac malarzy amatorów tworzących tzw. Grupę Janowską.
Nikiszowiec przyciąga tym, co wyróżnia go na tle innych tego typu kompleksów, czyli specyficzną architekturą, klimatem przedwojennego górniczego osiedla i charakterystycznymi czerwonymi oknami.
W 1978 roku Nikiszowiec został uznany za zabytkowy zespół architektoniczno-urbanistyczny. Wpisano go jako atrakcję na Szlaku Zabytków Techniki województwa śląskiego.
Osiedle Nikiszowiec było także miejscem akcji filmów m.in. Kazimierza Kutza (“Sól ziemi czarnej”, “Perła w koronie”), Lecha Majewskiego (“Angelus”), czy Janusza Kidawy Błońskiego.
Cyklicznie organizowane są tutaj różnego rodzaju imprezy. Wśród nich wymienić należy: Odpust u babci Anny, jarmarki świąteczne (wielkanocny i bożonarodzeniowy), Jarmark Śląski, czy też coroczną Industriadę.
W ubiegłym roku odwiedziłam Nikiszowiec 26 lipca właśnie z okazji siódmego już “Odpustu u babci Anny”. Chciałam pokazać to miejsce podczas jednego z licznie odbywających się tutaj festynów. Przede wszystkim uwagę zwraca czerwień tak cegieł jak i framug okiennych.
Jako że wszystkie uliczki prowadzą do rynku ruszyłam tą, którą miałam tuż tuż. Okazało się, że nosi ona nazwę Bernarda Krawczyka. A otóż i jej patron ;-). Gdy uniosłam głowę dostrzegłam górującą nad osiedlem wieżę kościoła p.w. św. Anny.
Tuż przy scenie można było spotkać zaproszonych gości. Wśród nich wspomnianego już aktora Bernarda Krawczyka, śląskiego pisarza, dziennikarza i autora książek związanych tematycznie z kulturą i kuchnią śląską – Marka Szołtyska oraz polityka, geologa, wieloletniego posła na sejm Jana Rzymełkę.
Wszyscy kierowali się tam, skąd dochodziły dźwięki muzyki. Dzieci gromadziły się wokół piratów i olbrzymich baniek mydlanych.
Na scenie występowała Orkiestra Dęta Kopalni Wieczorek. Licznie zebrani słuchacze wystawieni byli na ostre promienie lipcowego słonka.
Na rynku swoje wyroby prezentowało kilkudziesięciu rękodzielników i artystów. Można było nie tylko obejrzeć, ale także i dokonać zakupu.
Dla maluchów niewątpliwą atrakcją była wiedeńska karuzela, a dla nieco starszych dzieciaków tzw. “keciok”.
Klaun, baloniki i zabawki też były nie lada pokusą…
Prócz strawy dla ducha, można było znaleźć też i coś dla ciała.
Uwagę każdego, kto tu przybywa po raz pierwszy, zwraca słynna mozaika z czerwonymi różami zdobiąca budynek urzędu pocztowego oraz kościół p.w. św. Anny.
Rozglądając się uważnie można dostrzec to, co tworzy swoisty klimat tego miejsca. Tutaj jakby czas się zatrzymał. Spacerując wąskimi uliczkami, można zapomnieć, co to zgiełk miasta. Dlatego też coraz częściej swoje miejsce na ziemi odnajdują tutaj ludzie młodzi. Co ich tu przyciąga? Hmm, jednych być może moda, historia tego miejsca, architektura, zaś innych lokalizacja, bo jest tu spokojnie, a centrum miasta tuż tuż.
Nikiszowiec żegnał mnie swoimi odbiciami w stojących na parkingu samochodach. Z pewnością jeszcze tutaj wrócę.
Jeśli ktoś jeszcze nie odwiedził Nikiszowca, to może po przeczytaniu moich słów, obejrzeniu fotografii zdecyduje się wybrać tutaj na niedzielny spacer urokliwymi uliczkami. Zajrzy na jedno z podwórek, przyjrzy się zabudowaniom, wstąpi do kościoła i być może skusi na śląski obiad, którego smakowity zapach wyczuje już z daleka. Spotkajmy się na Nikiszu…